Nie ma czegoś takiego jak odbijanie partnerów czy rozbijanie związków
Co zrobić, gdy podoba nam się osoba mając już partnera? Olać czy zdobyć? A co zrobić z osobą, która to nam chce odbić partnera? Olać czy dać po pysku?
W obu przypadkach odpowiedź jest taka sama: nasze szczęście jest najważniejsze.
A to z kolei oznacza, że nie powinniśmy przejmować się uczuciami innych. Jeśli ktoś nam się podoba – bierzmy tę osobę, jakby już była nasza. Jeśli ktoś chce nam odbić partnera, pozwólmy mu na to. On jeszcze nie wie, że wyświadcza nam ogromną przysługę.
Tekst pochodzi z książki „Thorn”, którą możesz otrzymać tylko w jednym sklepie na świecie. Moim.
Zawsze śmieszyło mnie określenie „odbić partnera”. Pamiętam, że kilka lat temu moja była do mnie zadzwoniła, informując, że ma nowego faceta, który mi ją „odbił”. Nie miałem serca powiedzieć jej, że jeśli nie odzywam się od paru tygodni, to znaczy, że nie żyję albo pukam inną. Nie miałem też serca powiedzieć jej, że jeśli ona faktycznie została odbita, to ja temu facetowi jestem ogromnie wdzięczny, bo odbić to można sobie piłeczkę tenisową albo niewiastę o ograniczonej zdolności korzystania z mózgu. Bo żadna, powtarzam, żadna wartościowa kobieta nie powie nigdy o sobie, że została odbita. To uwłaczałoby inteligencji każdej kobiecie.
Wartościowa kobieta powie, że świadomie odeszła do lepszego.
I w tym jest sedno dzisiejszej myśli, bo zazwyczaj cholernie boimy się, że ktoś nam odbije partnera, a jeśli to się zdarzy, nienawiść kierujemy na tego, który odważył się nam zabrać ukochaną osobę.
Kilka dni temu jedna ze znajomych powiedziała mi, że niestety nie pójdzie ze mną już na kawę, bo ma faceta. So fucking what? Zwykle nie łączę kawy z lodzikiem, więc w czym problem? „A bo on jest zazdrosny o ciebie i boi się, że mnie odbijesz”. Nie zdziwiło mnie to. Ja od początku czułem, że jest idiotką, tylko dobrze się maskuje.
Zbiegiem okoliczności również kilka dni temu rozmawiałem ze znajomą o wspólnym wyjeździe na pewną imprezę.
– Dobra, to weź mi powiedz tylko, co ja powiem swojemu facetowi?
– Powiesz mu, że jedziesz ze mną.
– To wszystko?
– No jak chcesz, to możesz go zirytować dodając, że jestem sam i mam aktualną książeczkę zdrowia.
– On mnie nie puści.
– Bo co?
– Bo jest moim facetem i będzie się bał, że się z tobą puszczę.
– Przecież na mnie nie lecisz.
– Nie?
– Powiedz mu zatem, że jeśli cię bzyknę, to on mi za to podziękuje.
– Jak to?
Ano tak to. Koleś ewidentnie ma ograniczone zaufanie do swojej kobiety, a zarazem niskie mniemanie o swojej wartości, skoro nawet po trzech latach związku, wychodzi z założenia, że jego kobieta puści się na pierwszym lepszym wyjeździe służbowym ze mną. Głupota takiego myślenia wywodzi się z bardzo naiwnego przekonania, że tak jak okazja czyni złodzieja, tak okazja czyni zdradę.
Nie, nie czyni, jeśli nie ma ku temu powodów. Jeśli jedno z drugim jest szczęśliwe, to ona nie da mi dupy, nawet jeśli przez całą noc będę jej dożylnie aplikował pigułkę gwałtu.
A jeśli jednak da mi dupy, to czy ten facet potrzebuje lepszego dowodu na marność uczucia, jakim był darzony przez ostatnie lata? Dlaczego miałby mieć pretensje do mnie o to, że wyzwoliłem go spod ramion laski garnącej do mnie? Czy aby na pewno chciałby żyć w błogiej nieświadomości? Zabronić jej wyjazdu ze mną i wierzyć, że ten związek jest oparty na miłości?
Tak, dla niektórych życie ze złudzeniami to jedyna możliwość osiągania szczęścia, bo są zbyt słabi, aby stawić czoła rzeczywistości.
Jestem pewien, że pięknie potraficie mówić o bezinteresowności uczuć, o bezinteresownej miłości, o tym jak to dobro partnera jest dla was takie ważne.
I, cholera, jak to jest, że zazwyczaj ta piękna, czysta i bezinteresowna miłość kończy się wtedy, gdy zostaje poddana próbie?
Przeciętny człowiek nie darzy sympatią swoich byłych partnerów, a zwłaszcza tych, którzy go porzucili. Jakieś to zdziwienie zwykle wywołuję, gdy mówię, że ja ze swoimi byłymi żyję w zgodzie i cały czas mam dobry kontakt.
– A po co?
– Bo się dobrze dogadujemy.
– Ale to twoja była! Nie jesteście razem.
– Jeśli najważniejszym argumentem przeciwko zadawaniu się z byłymi jest sam fakt, że są byłymi partnerami, to nie potrzebujesz lepszego dowodu potwierdzającego, że wasz związek był głównie oparty na seksie. No bo jak inaczej nazwać relację, która kończy się wtedy, kiedy kończy się seks?
Jeśli faktycznie zależy nam na szczęściu ludzi, których darzymy uczuciem, to wypadałoby, abyście pozwalali im być szczęśliwymi także bez was. Świadomie wybiera dla siebie to, co korzystniejsze. Wartościowi ludzie zawsze wybierają lepszych. Do siebie miej, durniu, pretensje, że nie jesteś lepszy. Wyłącznie do siebie.
Miłość jest ślepa, ale nie głupia. Ludzie, którzy od nas odchodzą skutecznie otwierają nam oczy na prawdę o sobie i o nas. O sobie, bo wiemy, że uczucia, jakimi nas darzyli, są bezwartościowe. O nas, bo odchodząc, pokazują, ile my jesteśmy dla nich warci.
Jeśli ktoś nam chce odbić partnera, pozwólmy mu na to, bo de facto nie ma czegoś takiego jak odbijanie partnerów. Nie sypiamy z planktonami. To są zawsze świadome decyzje. Prawdziwe i szczere uczucie zawsze wygra. Ktoś gorszy od nas nigdy nie odbije nam nikogo. Nieudacznik wyżej dupy nie podskoczy. A jeśli trafiamy na lepszego od siebie zawodnika, to niech bierze co chce. Im wcześniej tym lepiej.
Dlatego właśnie jeśli zostaniecie zdradzeni, nie miejcie pretensji do osoby, która posuwa waszą drugą połówkę. On otwiera wam oczy. Jeśli jest facetem, to posuwając waszą kobietę staje się gejem. To obrzydliwe spać z kobietą, która sypia też z innym facetem. Jeśli ktoś wam podkrada kobietę, a ona się temu poddaje – pozwólcie na to. Nie walczcie. Nie ma o co. To tak jakby dostać nożem w plecy i przepraszać napastnika. Honor też trzeba mieć.
To samo działa też w drugą stronę. Jeśli widzicie osobę, którą chcecie komuś zabrać, bierzcie.
Nie ma czegoś takiego jak rozbijanie związków.
Jak słyszę (najczęściej z ust kobiet), że ten a ten facet ją nie interesuje, bo jest żonaty, a ona „nie rozbija związków”, to już wiem, że oto stoi przede mną osoba niepełnosprawna umysłowo. Bo to nie ona rozbije związek. To mężczyzna go świadomie zakończy, odejdzie od żony, aby być szczęśliwszy z kolejną. Nie ma w tym nic złego, nic się nie rozbija. Po prostu jedna osoba odchodzi od drugiej. Nie skrzywdzi żony, tylko zrobi jej przysługę. Już nie będzie musiała sypiać z facetem, który skrycie wolałby inną. Znajdzie sobie takiego, dla którego będzie najważniejsza i jedyna. Koniec końców – wszyscy będą szczęśliwi.
To przecież takie proste, co nie?
Już jutro na blogu nowy tekst. Pierwszy raz przyznam się wam do „10 cech, których u siebie nie lubię”, a tymczasem możecie zdecydować, który z dawnych tekstów powinienem przywrócić.
[totalpoll id=”19630″]